Po kolei/ Step by step

Zaczęło się od tego zdjęcia. Zrobiłam je znacznie wcześniej, zaraz jak wróciłam z Włoch. Ten talerz ciągle chodził mi po głowie…
W czerwcu szukałam tematu na większy projekt. Talerz nadawał się idealnie! Z cytryną koniecznie. I to taką po holendersku. Naoglądałam się dość dużo malarstwa prawdziwego, w tym martwe natury z cytrynami i nie mogłam nie  spróbować namalować lub wyszyć lub narysować własnej. A że format był narzucony (naiwnie myślałam, że zdążę z projektem na 5 lipca… na konkurs) to kompozycja musiała się zamknąć w pionie. Pół dnia układałam, drugie pół fotografowałam. Martwą naturę.
Potem: odrysowywanie detali, makieta, kalki

Format miał być wielki, maszyna do szycia mała, tzn typowego rozmiaru. Postanowiłam szyć we fragmentach. Pierwsze dwa, to pocztówki. 
Potem chlebek, który wygląda jak ciastko. Oficjalnie, w piekarni, jest to podpłomyk (?) Po nim cała zielona podkładka, nóż i słoik.

Mucha to częsty motyw u mnie. Lubię (tak, nawet noże mam z muchami!) Potem myślałam, że to już z górki… A! Nie wspomniałam, że już termin konkursowy dawno minął. Będzie na kolejny rok :)
Zabrałam się za talerz. Sądziłam, że prosty wzór, szybko będzie. A jak było? Nieznośnie długo, bez końca jakby, że nigdy nie skończę, że będę go składała z tkanin, wstążek, tiulu, koronek do końca mego życia! Wzór podstawowy z talerza odszyłam przez kalkę z odrysowanym malunkiem. Tkaniny kontrastowe, jasna i ciemna. Potem wycinałam ciemną tkaninę z miejsc gdzie talerz był biały. Tyci nożyczkami. Na trawce. W pocie czoła, na własne życzenie. Detale robiłam już tylko patrząc się w talerz. 
Białe partie talerza uzupełniałam jasnym wzorami, światła i cienie, więc kolorów miliony. Za to, to co namalowane czarną farbą na talerzu potraktowałam dość płasko. W ciemnościach mniej widać, wiadomo. 



Resztę kolorów, które miały sprawić by talerz był przestrzenny, nałożyłam nićmi. O ile można tak napisać? Farbę się kładzie, może nici też można? Efekt jakby ten sam.
Na koniec zostawiłam sobie cytryny. W porównaniu z talerzem, mogę napisać, że naszyły się prawie same, w ciągu chwili. W ciągu kilku chwil. Niech będzie. 

Na samym końcu poszły w ruch kolorowe nici. Dobry sposób na podkreślenie wszystkiego tego co chciałam widzieć na pierwszy rzut oka. Dużo nici, dużo kolorów, dużo złamanych igieł, dużo kawy, trochę wina.
Ku przestrodze: szycie z kawałków to słaby pomysł. Kolejny quilt będę szyła na jednej kanapce. Sama jestem ciekawa, czy wtedy całość będzie zupełnie płaska? Inne utrapienie to piętrzące się wypełnienie. Pod ciastkiem są trzy warstwy. Ciastko na podkładce, podkładka z ciastkiem na stole. To jedyne miejsce tak spiętrzone. Ciastko miało być wypukłe. Ale nie aż tak. Quilt składa się: standardowo z kanapki + tiule, tasiemki, koronki, sznurki, wstążki, odrobina organzy i angeliny. I nici rzecz jasna i tkanin bawełnianych z małym dodatkiem innych (kawałek ubrania, wzornika z tkaninami obiciowymi, itp).


O tym samym projekcie / Related posts: