A w Poznaniu… (dzień 1)

Przyszedłem na świat w drodze do Poznania

Więc jak już tak, to poszedłem w Miasto!

Zacząłem od „Werandy Cafe”

Po zupce z chlebem na zakwasie, była kawa po japońsku
(znaczy się cappuccino z syropem różanym i pomarańczowym)

Z pełnym brzuchem wysłuchałem koncertu fortepianowego,

potem delektowałem się sztuką w przestrzeni publicznej.

I zmęczony natłokiem wrażeń, padłem w drodze do domu Sanczeza…
(gdzie aktualnie mieszkam)
To on. Sanczez.